W Europie nie ma procederu, który byłby tak powszechny, tak szkodliwy i tak bezkarny jak usuwanie filtrów z diesli. Ignorowanie go odbije się nam czkawką. Co powinniśmy zrobić?
Diesle trują bardziej! Ta wiadomość spadła na ich właścicieli jak grom z jasnego nieba. Ale powinna niepokoić wszystkich.
Połowa pojazdów mijanych na ulicy to diesle. W tym tiry, które wyprzedzamy, i autobusy, którymi dojeżdżamy. Opatrzyły nam się czarne obłoczki wydmuchiwane z ich rur wydechowych przy ruszaniu i przyspieszaniu. - Przecież to tylko sadza - uspokoił mnie kiedyś właściciel diesla. Pewnie sądził, że równie niewinna jak ta, którą wymiatamy z kominka. Teraz widać, jak bardzo się mylił.
Przez lata z dieslami było tak jak z papierosami - dużo poszlak, mało dowodów. Te pojawiły się niedawno. Były na tyle mocne, że w 2012 r. WHO przyznało, iż spaliny diesli powodują raka płuc i pęcherza, a kontakt z nimi szkodzi tak jak bierne palenie.
A ta sadza z obłoczków? Jest silnie rakotwórcza - nasączona głównie metalami ciężkimi i węglowodorami. Do tego bardzo drobna, a więc długo utrzymująca się w atmosferze i łatwo wnikająca do płuc.
Że coś jest na rzeczy, zorientowałem się kilka lat wcześniej, jeżdżąc z synem w góry: w autach benzynowych nigdy nie miał choroby lokomocyjnej, za to w dieslach - często. Nieraz trzeba było stawać, a nawet czyścić kabinę. Nie dowiem się, czy bardziej z winy spalin, których może nawdychał się na postoju, czy dźwięku i wibracji silnika w trakcie jazdy.
Nie chcę, by tracił zdrowie przez diesle, bo te najbardziej zagrażają dzieciom. Amerykańskie Centrum Kontroli Chorób (CDC) przyjrzało się dieslowskim autobusom szkolnym i korzystającym z nich uczniom: autobusów jest ponad 600 tys., uczniów - 24 mln. Z czego aż 4,5 miliona cierpi na astmę. Zdaniem CDC z powodu dieslowskich spalin, których stężenie w pojeździe i wokół przekracza dopuszczalną normę nawet 30 razy. Wdrożono program Clean Bus - teraz autobusy muszą spełniać ostrzejsze normy czystości spalin, a ich kierowcy wyłączać silnik na postoju.
W ciągu kilku lat skończy się dolce vita dla diesli
Dalej niż Ameryka idzie Europa, gdzie diesli jest dużo więcej. Ich 10-krotnie wyższe koszty zdrowotne i perspektywa unijnych sankcji przestraszyły władze wielu miast. W Berlinie najstarsze diesle już dziś nie mają wstępu do ścisłego centrum. W Londynie będą najpewniej obłożone dodatkową opłatą.
Bruksela zadba, by w ciągu kilku lat skończyło się dolce vita dla diesli od dekady faworyzowanych (nie w Polsce) niższymi podatkami. Jej urzędnicy nie chcą zwiększenia fali nowotworów. Ale nawet oni nie przewidzieli tego, co wyprawia się w Polsce: sądząc po liczbie wyspecjalizowanych firm, wycinanie filtrów z diesli stało się u nas plagą. Owszem, te filtry sądrogie i kłopotliwe , ale konieczne, bo zatrzymują sadzę - najgroźniejszy składnik spalin. Bez nich diesle trują o wiele bardziej. Mimo to w Polsce wycina się je masowo i bez zmrużenia oka. Po co? Żeby uniknąć kłopotów na drodze i kosztów w serwisie. Żeby nie wydawać na nowy filtr (od 3000 zł wzwyż), lecz zarobić na starym (punkty złomu płacą za nie 700-1700 zł). I żeby auto lepiej jeździło (większa moc) i mniej spalało. Korzyści spore i wymierne. Koszty niewielkie, ryzyko żadne. Choć to zabronione, nikt tego nie sprawdza i nikt za to nie karze.
- Jak się sprawuje Insignia? - pytam taksówkarza. - Daje radę, ma rok dopiero. - A filtr DPF? - dociekam, słysząc, że to diesel. - Ten od sadzy? Już wyciąłem. Tak jest lepiej i taniej - mówi bez skrępowania.
W Niemczech ryzykowałby utratę licencji, dowodu rejestracyjnego i przynajmniej tysiąc euro kary. W Polsce może liczyć na bezkarność i zrozumienie. A koszty zdrowotne? Są odroczone i rozproszone, a więc nieistotne. "Spaliny trują? Mniej niż piece. Poza tym rura wydechowa jest z tyłu, więc ja ich nie wdycham" - kpią na forach właściciele diesli z usuniętym filtrem. I nad rurą wydechową naklejają dumny napis "Diesel musi dymić". Na Facebooku jest nawet fanpage o takiej nazwie. "Życzę wszystkiego najlepszego w nowym roku, jak najmniej awarii waszych kopciuchów, dużo dymu i sadzy z wydechu i więcej hajsu na tuningi!" - pisze założyciel.
W Europie nie ma procederu, który byłby zarazem tak powszechny, tak szkodliwy i tak bezkarny. Nie wolno go ignorować, bo odbije się nam czkawką.
Co powinniśmy zrobić?
Przede wszystkim:
1. Wprowadzić kary za usuwanie filtrów i katalizatorów.
2. Wprowadzić nakaz kontroli spalin we wszystkich autach z silnikiem diesla (próba zadymiania) w ramach okresowych badań technicznych.
3. Wprowadzić wymóg posiadania przez wybrane stacje kontroli pojazdów pięciogazowych analizatorów spalin dla diesli (cena około 20 tys. zł).
4. Kontrolować na nich skład spalin osobowych diesli zakwestionowanych przez drogówkę oraz nowo rejestrowanych aut używanych.
5. Zobligować stacje serwisowe i kontroli pojazdów do zatrzymywania dowodu rejestracyjnego w przypadku stwierdzenia braku filtra lub katalizatora.
6. Uświadomić funkcjonariuszom drogówki rangę i skalę problemu.
7. Wyposażyć w przenośne analizatory spalin po kilka radiowozów w każdym dużym mieście.
8. Rozpocząć kampanię społeczną piętnującą usuwanie filtrów.
9. Wprowadzić interwencyjny telefon i adres e-mailowy, gdzie każdy mógłby zgłaszać przypadki nadmiernie dymiących aut, autobusów i ciężarówek.
10. Zabronić punktom skupu złomu przyjmowania filtrów i katalizatorów od osób fizycznych.
Autor: Artur Włodarski
źródło: http://wyborcza.biz/biznes