Im dłużej oddychamy trującym powietrzem, tym krócej żyjemy. Im dłużej nic z tym nie robimy, tym wyższą karę zapłacimy Unii Europejskiej. Wiszą nad nami nawet 4 mld zł!
Polska ma od lat najbardziej zanieczyszczone powietrze w UE. W wielu miastach stężenie toksycznych i rakotwórczych substancji - pyłu zawieszonego PM10 i benzo (a) pirenu - przekracza dopuszczalne normy kilka-, a nawet kilkunastokrotnie. W południowej Polsce ludzie przez niemal połowę dni w roku oddychają trującym koktajlem, który wywołuje astmę, zawały serca, raka płuc.
W Krakowie bezpieczne wartości są przekroczone aż 150 dni w roku, w Gliwicach i Zabrzu - 125 dni. Niemal żadne miasto nie spełnia unijnych norm czystości powietrza. Najgorzej jest w górskich kotlinach - w Nowej Rudzie czy Suchej Beskidzkiej.
Komisja Europejska wysłała do polskiego rządu opinię, zarzucając w niej naruszenie unijnego prawa. Iris Petsa, rzeczniczka Komisji ds. środowiska, podkreśla, że to już drugie upomnienie: - Uchybienia są ciągłe i Polska nic z tym nie robi.
Władze UE przyglądają się ostatnio uważnie zanieczyszczeniu pochodzącemu z transportu. Krytyczny poziom dwutlenku azotu, głównie ze starych silników dieslowskich, przekroczony jest w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu i na Górnym Śląsku. Wzrasta jednak w całym kraju.
Polska będzie mieć dwa miesiące na poprawę. Jeśli przynajmniej nie zainicjuje prac legislacyjnych służących wyeliminowaniu zanieczyszczeń, Trybunał w Luksemburgu może nałożyć karę. - Nie ma co liczyć na taryfę ulgową. Jesteśmy najbrudniejszym państwem Unii - ostrzega Małgorzata Smolak, prawniczka fundacji Client Earth promującej ochronę środowiska.
Według analizy NIK za lekceważenie jakości powietrza możemy zapłacić nawet 4 mld zł. Jeśli Trybunał orzeknie karę, zapłacimy ją jednorazowo za poprzednie lata, nawet od 2004 r., gdy Bruksela dopatrzyła się uchybień. Potem co roku będziemy płacić kolejne, dopóki nie zaczniemy dotrzymywać zobowiązań. Kara może też polegać na obcięciu funduszy unijnych.
Bruksela wszczęła postępowanie również wobec 15 innych państw. I tym zapewne Polska będzie próbowała uzasadnić swoje zaniechania. - Tyle że na przykład w Szwecji przekroczenia dotyczą jednej handlowej ulicy w Sztokholmie, a u nas prawie całego kraju - mówi Małgorzata Smolak.
Ogromne są także i rosną koszty leczenia. - Na przewlekłą chorobę płuc cierpi 2,5 mln Polaków - mówi Łukasz Adamkiewicz z organizacji HEAL, która bada wpływ zanieczyszczeń na zdrowie. Pyły powodują też zawały serca i udary mózgu. Szacuje się, że mieszkańcy Warszawy czy Krakowa żyją nawet dwa lata krócej, niż mogliby żyć, gdyby oddychali powietrzem spełniającym normy.
Aktywiści, którzy w zeszłym tygodniu powołali Polski Alarm Smogowy, narzekają na indolencję polityków. - Od lat główne źródło zanieczyszczeń, czyli kominy domowych kotłów, jest poza jakąkolwiek kontrolą państwa. Brakuje norm jakości paliw i norm emisyjnych dla kotłów - mówi Andrzej Guła z tej organizacji.
Dziś przepisy są nieprecyzyjne. Sąd administracyjny zakwestionował krakowski zakaz palenia węglem w piecach, bo dotyczył tylko mieszkań i domów, a nie firm, co jest sprzeczne z zasadą równości. Posłowie chcą przepisy uściślić.
- Kraków będzie mógł całkowicie zakazać palenia węglem. Inne miasta pewnie nie pójdą tym śladem, ale będą mogły wyeliminować surowce najgorszej jakości - mówi poseł PO Tadeusz Arkit, współautor nowelizacji.
Politycy planują też, by na wzór Berlina czy Londynu polskie miasta mogły wyznaczyć strefy dostępne tylko dla aut spełniających rygorystyczne normy ekologiczne.
źródło: http://wyborcza.biz/biznes